Jaskinie cierpień [MIESIĘCZNIK ODRA]

2014-11-15  18:52

W najnowszej Sońce obraz wytykanych i piętnowanych przez narratora polskich grzechów, dopustów i cierpień dopadających postaci zyskuje już nie symboliczną i ironiczną, a konkretną – wspartą historyczną treścią – motywację. 

Ignacy KarpowiczSońka. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 208.

Proza Ignacego Karpowicza od pierwszych utworów zdawała się być czułym barometrem kondycji i nastrojów społeczeństwa kraju pogrążonego w kryzysie – może nie tyle gospodarczym, co duchowym i mentalnym; społeczeństwa trwającego w stanie zapaści, nieumiejącego się pozbierać po zasadniczej przemianie ustrojowej. Dominują w świecie wyobrażonym tej prozy postaci nieudaczników, frustratów, osobników z marginesu, często z psychicznymi zaburzeniami – albo i psychicznymi, i fizycznymi, jak w przypadku bohatera Gestów (Kraków 2008). Tegoż Grzegorza można ustawić na czele orszaku ofiar systemu, portretowanych bez umiaru w powieściach z pierwszej dekady nowego wieku (m.in. przez Piotra Siemiona, Krzysztofa Vargę, Huberta Klimko-Dobrzanieckiego, Sławomira Shutego, Michała Witkowskiego, Tomasza Białkowskiego). Grzegorz przebija licznych konkurentów rozmiarami spadających na niego i na jego bliskich niepowodzeń, nieszczęść, chorób etc.; staje się jakimś współczesnym golemem złożonym z bezustannych porażek, udręk, bólów, żalów, permanentnych kaców, wisielczych nastrojów leczonych farmakologicznie, wreszcie choróbW finale Gestów – kiedy liczy on już tylko na łaskę szybkiego i w miarę niekłopotliwego dla otoczenia opuszczenia tego padołu – przyczyny swego upadku dopatruje się w braku duszy, która według jego wiedzy medycznej ma liczyć dwadzieścia jeden gramów, bo taka jest różnica wagi człowieka żywego i martwego. Pociesza go fakt, że w trumnie wróci do właściwej wagi: Po śmierci będę cięższy… Także wiele postaci z rozgrywanego w następnej powieści Karpowicza, Balladynach i romansach, dramatu bytu cechuje poczucie udręki, niespełnienia, niedowartościowania, ciągłych klęsk – tyle że dramat ten zostaje tu zręcznie wtopiony w nurt narracji ironicznej i to z akcentem położonym na ironię nie tyle szyderczą, co skrzącą się dowcipem korzystającym z języka pop-mediów. Bohaterowie kolejnych rozdziałów tej książki czują się jak ofiary jakiejś pandemicznej gry toczonej z sobą przez nieokreślone wyższe siły, materializujące się w figury bogów z Olimpu, którym Zeus każe przybrać powłokę cielesną i wmieszać się w pogrążony w chaotycznej rutynie egzystencji i beznadziei tłum ziemian. Poprzez kombinacje różnych psychologicznych dziwactw, sytuacji ekstremalnych, nagromadzenie dewiacji, ostracyzmów, idiosynkrazji narracja nabiera kształtu wyrafinowanej w godzeniu w ludzkie nieprawości i głupstwa farsy.

W najnowszej Sońce obraz wytykanych i piętnowanych przez narratora polskich grzechów, dopustów i cierpień dopadających postaci zyskuje już nie symboliczną i ironiczną, a konkretną – wspartą historyczną treścią – motywację. By ją nasycić odpowiednimi przykładami, narrator wyrusza tym razem w podróż w strony dobrze znane autorowi (zresztą w pewnym momencie akcji bohater głównego wątku, Igor, zostaje zdekonspirowany przed nami jako mieszkający kiedyś w pobliżu miejsca akcji „Ignacy” i zapewne przejmuje od swojego prototypu część jego psychologicznego zaplecza), mianowicie udaje się na Podlasie. Czyli w krainę, w której na terenach wiejskich jeszcze do niedawna – jak się dowiadujemy na początku książki – istniały obok siebie dwie „rzeczywistości” przedzielone barierą języków: polskiego i białoruskiego, strzegące swej odrębności, lecz dla siebie wzajemnie „zrozumiałe”. Ten czas językowego podziału nieodwracalnie dobiega końca, ale autor pragnąc podkreślić autentyczne walory swej opowieści, urozmaica dialogi oryginalnymi powiedzeniami białoruskimi (dołączając na końcu odpowiedni słownik), aby – jak podkreśla w przypisie – dać okazję do zanurzenia się w innym, równoległym świecie językowym, egzotycznym, a jakże bliskim. Egzotyka w akcji powieściowej nie sprowadza się jednak tylko do kolorytu językowego, bowiem zanurzamy się tu równocześnie w już nie tak bliskiej, a odległej w odniesieniu do dzisiejszych mniemań, odstręczającej z obecnego punktu widzenia rzeczywistości obyczajowej i społecznej. Nie można barwiących na czarno fabułę Sońkiwystępków – gwałtów, bójek na śmierć i życie, zbrodni i publicznych egzekucji, ciągłej rodzinnej martyrologii (z ojcem gwałcącym własną córkę i braćmi traktującymi ją jak zwierzę domowe), nienawiści sąsiadów itd. – tłumaczyć tylko obiektywnym tłem akcji, czyli zajściami trwającej drugiej wojny światowej. Bo zło, okrucieństwo, nienawiść międzyludzka – przecież tu nie między naszymi a „nimi”, nie między pojawiającymi się w siole Rosjanami a Niemcami, a wśród „nas” – przelewają się tu ponad poziom wojennego status quo. Sońka, która od dzieciństwa cierpiała biedę, upokorzenia i gwałty ze strony rodziny i sąsiadów, doznawała nieprawdopodobnych krzywd (śmierć dziecka, ukochanego, później białoruskiego męża i całej rodziny) nie ze strony niemieckich okupantów czy sowieckich, a – jak to się mówi – z rąk „samych swoich”, a co najmniej za ich przyczyną. Trudno było im ścierpieć przede wszystkim to, że Sońka zakochała się w przybyszu z niemieckiej armii (w dodatku miała z nim dziecko); z kolei ona nie potrafiła myśleć o swoim Joachimie jako o Niemcu. Chociaż miał on na swoich rękach krew po udziale w dokonanym w pobliskim miasteczku mordzie na ludności żydowskiej, to przed Sonią ronił łzy z powodu swego uczestnictwa w egzekucji. Bohaterka tak wspomina scenę pożegnania z Joachimem: Ściskał mocno moją rękę. Bolało, ten ból był jednak niczym w porównaniu z bólem odczuwanym przez niego… Niemcy byli więc od strzelania, palenia wiosek, ale do niej przecież nie strzelali, a ponadto oddali jej jedną wielką przysługę: zabili najgorszego jej wroga – ojca. Gdy Sonia uświadomiła sobie, ojciec już nigdy nie wrócą, popłakała się ze szczęścia… Nic więc może dziwnego, że w pewnym momencie tej uczestniczce długotrwałej opresji ze strony ojca, braci i sąsiadów we wsi białoruskiej wyrywa się w rozmowie z Igorem okrzyk: Ach, jak ja tęsknię do wojny!

Lecz powieść inicjuje prolog z zupełnie innej „bajki”: oto na łące podlaskiej ląduje niespodziewanie miejski „królewicz”, któremu popsuł się w drodze samochód, wysiada też łącząca go ze światem komórka; tu spotyka on wypasającą krowę starowinkę, „szeptuchę”, która go zauroczy naprzód widokiem swojej pomarszczonej twarzy, odzwierciedlającej „kierat” jej przeżyć, a potem, po niedługiej rozmowie i zaproszeniu na zsiadłe mleko do chałupy, omota czarem swej osobowości i zachęci do twórczego spożytkowania swej historii. Do końca ani Igor – przygodny reżyser teatralnych raczej wpadek (do tej pory), dostrzegający dla siebie życiową szansę w spotkaniu z Sonią, u której na krótko zamieszka – ani my nie będziemy pewni, co w tej historii jest prawdą, co konfabulacją i co wymysłem chorej fantazji samej bohaterki. Snując swe opowieści przed Igorem/Ignacym, sama Sońka zdaje się nie rozumieć wiele z tego, co przychodzi jej do głowy.Ostatecznie może to wszystko zmyśliła? – zastanawia się Igor, ale szuka sam pocieszenia w takim zmyśleniu, solidaryzując się z jej cierpieniem w swojej sytuacji niezgorszego męczennika. Co bowiem by się już nie działo wokół niego, Igor Grycowski sam po pierwsze cierpi, i to głęboko jak jaskinia i szeroko jak ocean, w końcu ego ma ogromne, a po drugie, skazany został na twórczą impotencję i: Nie widzi sensu w świecie, nie widzi w życiu celu, mimo aplikacji środków pomocowych: narkotyków, pornografii, literatury filozoficznej. Okazuje się w dużej mierze spadkobiercą pozbawionego dwudziestu jeden gram duszy Grzegorza ze wspomnianych Gestów.Z „głębokiej jaskini” może go wyzwolić już tylko czyn, za którym rozgląda się w życiu, dokonanie czegoś wielkiego. W jego przypadku ma to być dzieło sceniczne. I Sonia staje się jego wybawieniem, przy niej doświadcza iluminacji: nie zrobi w życiu już nic lepszego niż przełożenie jej gehenny na język sztuki. Dalszy ciąg powieści wiąże nurt wartkiej opowieści bohaterki z zapisem jej inscenizacji w teatrze, już z udziałem aktorów. Od tego czasu jeszcze trudniej niż poprzednio odróżnić w narracji prawdę przeżyć bohaterki od jej wymysłów i sugestii samego Igora; nie wiadomo, czy więcej jest w tym autentyzmu czy fantazji sztuki, która zostanie wystawiona w Narodowym w rocznicę śmierci Soni i mimo złych recenzji (a może właśnie dzięki nim) zyska miano hitu sezonu teatralnego. Na premierze stawili się wszyscy.

 

Mieczysław Orski

----

Źródło: Miesięcznik Odra

Miesięcznik Odra jest dostępny w Empikach, wybranych kioskach RUCHu oraz w Dolnośląskim Centrum Informacji Kulturalnej, gdzie Odrę można nabyć w promocyjnej cenie 8 zł, natomiast archiwalne numery miesięcznika cenie 5 zł.



https://www.traditionrolex.com/30