Sky Tower czy Zamek Książ? Wybierz cud architektury! (1)

2014-03-28  11:00

Wybierzmy największe "Skarby Dolnego Śląska". Nasz plebiscyt podzieliliśmy na cztery kategorie: miejsca, ludzie, architektura i przyroda. Dziś przedstawiamy dolnośląskie perły architektury (część pierwsza, w weekend - druga) - możecie na nie głosować do godz. 24 w środę 2 kwietnia. Kolejna kategoria za tydzień.

 

1. Opactwo cysterskie w Lubiążu

Czekają tu na nas malowidła spod pędzla śląskiego Rembrandta, bajeczna Sala Książęca i kilka godzin zwiedzania zakonnych pomieszczeń. Opactwo cysterskie w Lubiążu jest bowiem kompleksem obiektów większym od Wawelu i Zamku Królewskiego w Warszawie. Fakehublot

Ogromna barokowa budowla łączy kościół, klasztor oraz kancelarię i pałac opata (obok niej stoją także budynki dawnych pomieszczeń gospodarczych). Ma 300 sal, a jej monumentalna fasada ciągnie się przez 225 metrów. Przez wieki na potrzeby opactwa pracowały całe rzesze artystów - architektów, rzeźbiarzy, kamieniarzy, malarzy i iluminatorów. Wśród nich tacy mistrzowie jak Michael Willmann czy Mathias Steinl

Ten pierwszy to najsłynniejszy malarz Śląska, o którym pisano 'słońce nad Śląskiem', a jego płótna i freski oszałamiały gości opactwa. Stworzył m.in. wielkie obrazy (o wymiarach trzy na cztery metry) pokazujące sceny z wydarzeń biblijnych i męczeństwo świętych. Drugi był architektem i rzeźbiarzem, autorem m.in. słynnych stalli, o których mówiono "anielskie", bo zdobił je muzykujący chór aniołów i puttów mający rozmiary niespotykane w innych europejskich stallach barokowych. Te wszystkie dzieła miały nie tylko zachwycać, ale i pokazywać potęgę cysterskich opatów.

Zakonników do Lubiąża sprowadził z Pforty w Turyngii książę Bolesław I Wysoki w 1163 r. Dzięki przychylności władców powiększali swoje posiadanie. W XIV w. zakon miał już majątki od Wielkopolski przez Śląsk do Małopolski. Cystersi byli właścicielami kopalni i kramów, na których można było kupić sól i śledzie, budowali płatne przeprawy na Odrze, zakładali winnice,  a także uprawiali sady i ogrody. Gorzej zaczęło im się wieść na skutek wojen husyckich. Po wojnie trzydziestoletniej powróciły jednak dla nich lepsze czasy i to w latach 1681-1739 wybudowali imponujący kompleks, który jest dziś naszą perłą baroku.

W 1810 r. władze pruskie nakazały kasatę lubiąskiego opactwa. Cystersi musieli więc opuścić majątek, który zajmowali przez ponad 650 lat. Najcenniejsze elementy wyposażenia klasztoru i część wyposażenia kościoła zostały wówczas wywiezione do Wrocławia i rozproszyły się. Trzynaście lat później klasztor adaptowano na szpital dla osób umysłowo chorych, a pałac opacki i zabudowania gospodarcze na stadninę koni.

W czasie II wojny światowej kompleks stał się fabryką sprzętu wojennego. Gdy przejęła go Armia Radziecka, urządziła w nim szpital dla wenerycznie chorych. Później były tu już polskie magazyny zboża i centralna składnica makulatury, a od 1967 r. pałac stał się filią Muzeum Narodowego we Wrocławiu.

25 lat temu opactwo przejęła fundacja 'Lubiąż', która remontuje obiekt, dążąc do przywrócenia mu dawnej świetności.

Na zwiedzających Lubiąż największe wrażenie wywołuje bogactwo pałacu opata. W dawnym refektarzu podziwiają freski Felixa Antona Schefflera z 1733 r. przedstawiające scenę 'Cudownego nakarmienia pięciu tysięcy' i otaczające go medaliony ze scenami z życia św. Bernarda i Benedykta. Nad refektarzem znajduje się biblioteka, a w niej iluzjonistyczne polichromie Christiana Philippa Bentuma, które dają złudzenie trójwymiarowości, a przedstawiają apoteozę wiedzy. W sali książęcej goście nie wiedzą, na czym skupić wzrok, tyle jest tam do obejrzenia - wielobarwne stiuki, rzeźby, posągi trzech cesarzy, alegoryczne postacie geniuszów i atlantów, personifikacje części świata, a przede wszystkim ogromny olejny plafon Bentuma pokazujący apoteozę wiary. Zachwycają także sale dawnych jadalni opata - sklepienie większej pokrywa fresk Willmanna ze sceną 'Apoteozy bohatera cnót', a tej mniejszej - przedstawienie 'Chrystusa nauczającego w świątyni'.

'Ogrom, majestat, potęga!' - pisał o Lubiążu w 1911 r. Bruno Clemenz, autor książki o opactwie. Trudno się z nim nie zgodzić.

 

2. Sky Tower

Wieżowiec Leszka Czarneckiego od początku budził ogromne zainteresowanie mieszkańców Wrocławia, ale także kontrowersje. Jedni uważają go za świetną inwestycję, która stała się kolejną atrakcją i nowoczesnym symbolem miasta. Inni śmieją się z kształtu budynku i przypominają, że dwa lata temu Sky Tower nominowano w plebiscycie na Makabryłę, czyli najbardziej szpetny budynek w kraju. Ta pierwsza grupa jest jednak większa - w sondażu 'Wyborczej'  z listopada ubiegłego roku na pytanie: 'Czy podoba ci się Sky Tower', 61 proc. pytanych odpowiedziała twierdząco.

Sky Tower to najwyższy budynek mieszkalno-biurowy w Polsce. Ma 205,82 m (to wysokość konstrukcji żelbetowej budynku). Jeśli zmierzy się całkowitą wysokość  obiektu (212 m), to w naszym kraju wyższy jest tylko Pałac Kultury i Nauki w Warszawie (237 m).  Wieżowiec widać z każdego punktu Wrocławia, z dala dostrzegają go także zmierzający do naszego miasta.

To tak naprawdę nie jeden, a kompleks trzech budynków - galerii handlowej, niższego budynku w kształcie żagla i wieży - które obsługuje 38 wind. Powstał na skrzyżowaniu ul. Powstańców Śląskich i Wielkiej w miejscu wyburzonego w sierpniu 2007 r. Poltegoru. Kamień węgielny w fundamenty Sky Tower jeden z najbogatszych Polaków wmurował w kwietniu 2008 r., a pół roku później budowę wstrzymano ze względu na światowy kryzys gospodarczy.

W międzyczasie kilkakrotnie zmieniały się projekty wieżowca. W lipcu prace ponownie ruszyły i to w bardzo szybkim tempie - jedno piętro powstawało w ciągu 10 dni. Pod koniec maja 2012 r. na otwarciu Sky Tower bawiło się kilkuset gości ze świata biznesu i polityki, m.in. Lech Wałęsa i prof. Leszek Balcerowicz. Na wybudowanie Sky Tower zużyto m.in. 30 tys. ton stali zbrojeniowej i 70 tys. m kw. szkła.

Na mieszkanie w Sky Tower mogą pozwolić sobie tylko najbogatsi. Ceny apartamentów rosną tam razem z wysokością - najtańsze kosztują 15 tys. zł za metr kwadratowy, najdroższe - 25 tys. zł. Ci, których nie stać na tak drogi adres, mogą popatrzeć na miasto z najwyższego punktu widokowego w Polsce, który w styczniu otwarto na 49. piętrze wieżowca, na wysokości około 200 metrów.

- Jest rzeczywiście wspaniale, widać Sudety i całe miasto jak na dłoni. Niestety, kawałka brakuje: nie ma widoku skierowanego na wschód, ale reszta w zupełności wystarczy. Warto mieć ze sobą jakieś powiększenie, aparat z dłuższym obiektywem albo zwykła lornetka wystarczą - mówił Janusz, jedna z pierwszych osób, która podziwiała miasto z nowego punktu widokowego.

 

3. Zamek Książ

Trzeci co do wielkości zamek w Polsce (po Malborku i Wawelu) swój ogrom zawdzięcza ambicjom właściciela Hansa Heinricha XV Hochberga. Nieustannie dążył on do podniesienia rangi swego rodu, a zatem musiał mieć także rezydencję odpowiadającą jego aspiracjom. Hochbergowie na przełomie XIX i XX w. byli jedną z najbogatszych rodzin w Europie. Tylko na Dolnym Śląsku Hans Heinrich XV miał 16 majątków ziemskich obejmujących około 13 tys. ha terenu, trzy kopalnie węgla kamiennego i zakłady produkcyjne. Do tego majątek na Górnym Śląsku - 10 kopalni, cegielnie, tartaki, gorzelnie, dwa browary i wiele innych zakładów oraz pałac w Pszczynie.

Czymże jest jednak majątek bez splendoru? Do szczęścia Hochbergowi brakowało koligacji i tytułów. Dlatego ożenił się z Angielką Mary Theresą  Olivią Cornwallis-West (znaną bardziej jako Daisy), której niezbyt zamożna rodzina była spokrewniona z wieloma ówczesnymi domami panującymi, a wśród jej przodków były dwie królowe.

Hans Heinrich mimo swojej coraz gorszej sytuacji finansowej kosztem wielu milionów marek powiększył zamek o monumentalne skrzydła południowo-zachodnie z narożnymi wieżami. Podwyższył też wieżę główną do 48 metrów i stworzył ogromny park z pawilonami i folwarkiem. W ten sposób posiadłość zyskała kubaturę ponad 160 tys. m sześc. i powiększyła się do około 400 pomieszczeń.

Hochbergowie nie szczędzili też pieniędzy na wygodne życie. Na zamku przed II wojną światową mieszkało pięciu członków rodziny (Hans Heinrich, Daisy i ich synowie), a obsługiwało ich pięćset osób zatrudnionych. Posiadłość zdobiły wytworne meble, dzieła sztuki, zbiory porcelany chińskiej i malowidła. Gościli tu m.in. car Mikołaj I czy Winston Churchill.

Niestety w czasie II wojny światowej zamek przejęli hitlerowcy i znacznie go przebudowali, a po 1945 r. spotkał go los setek innych bogatych rezydencji na Dolnym Śląsku - dewastacja i niszczenie. Od lat 60. zamek jest jednak remontowany, a jego wystrój przynajmniej częściowo przywracany.

Dziś Książ jest największą atrakcją turystyczną Wałbrzycha, którą każdego dnia odwiedza średnio 2,5 tys. gości. Spacerują po przepięknie zdobionej sali Maksymiliana, salonie chińskim, w którym przed laty damy przebierały się i oczekiwały na rozpoczęcie balów, salonie gier, barokowym, białym, sali balowej, Sali Grodźca, pokojach dziennych i wielu innych komnatach. Schodzą do podziemi i wspinają się na szczyt wieży, a jeśli odwiedzają zamek w ramach nocnego zwiedzania, mogą też obejrzeć słynną zamkową kuchnię, w której nakręcono jedną z najbardziej znanych scen erotycznych w polskim kinie z udziałem Bogusława Lindy i Grażyny Szapołowskiej. Film 'Magnat' Filipa Bajona opowiada zresztą o losach Hochbergów.

Do posiadłości należy także piękna palmiarnia w Lubiechowie, którą Han Heinrich XV kazał wybudować dla swojej żony, by przez cały rok dostawała świeże kwiaty. Ściany obiektu wyłożono lawą z sycylijskiego wulkanu Etna i sprowadzono tam wiele egzotycznych roślin. Można tam oglądać ponad 70 gatunków roślin i drzew - m.in. palmy, draceny, mandarynki i pomarańcze, figowce czy kolekcję kaktusów. W palmiarni mieszkają także zwierzęta - pawie, żółwie i ryby, którym można przyglądać się z bliska.

Zwiedzając Książ warto pamiętać, że jego historia sięga czasów piastowskich. Zamek nazywany 'Książęcą Górą' zbudowano z kamienia w latach 1288-91 na polecenie Bolka I z linii świdnickiej. Była to typowa warownia zabezpieczająca drogi i osady, chroniąca ludność i pomagająca w zarządzaniu terenem.

W posiadaniu Piastów świdnickich Książ był do końca XIV w. Później władali nim rycerze rozbójnicy, a także polscy, czescy i węgierscy królowie. W 1509 r. zamek kupili Hochbergowie, którzy zarządzali nim nieprzerwanie do II wojny światowej.

 

4. Kościoły Pokoju w Jaworze i Świdnicy

W 1648 r. zakończyła się wojna trzydziestoletnia między protestanckimi państwami wspieranymi przez inne europejskie państwa, a katolicką dynastią Habsburgów. Na mocy pokoju westfalskiego cesarz Ferdynand III Habsburg został zmuszony do wyrażenia zgody na wybudowanie kościołów ewangelickich w trzech śląskich miastach - Głogowie, Jaworze i Świdnicy. Wiernym zależało na nowych świątyniach, bo na Śląsku cesarz w ramach akcji rekatolizacyjnej odbierał protestantom kościoły należące przed reformacją do katolików.

Luteranom szykującym się do budowy postanowiono jednak ostre i upokarzające warunki ? ich kościoły musiały powstać w ciągu roku poza murami miejskimi, ale też nie za daleko od miasta, nie mogły być reprezentacyjne, a już w żadnym wypadku nie mogły pełnić funkcji obronnych. Dlatego mogły być zbudowane wyłącznie z nietrwałych materiałów - drewna, gliny i słomy - i nie mogły mieć wieży, ani używać dzwonów. Wierni wybrnęli z tego z pomysłem.

Projekt trzech świątyń przygotował Albrecht von Säbisch, wspierany przez mistrza ciesielskiego Andreasa Gampera. Zaprojektował jedne z największych kościołów drewnianych na świecie. Przy ich budowie zastosowano konstrukcję ryglową, wypełnioną zgodnie z cesarskim nakazem gliną i słomą. Wewnątrz wzniesiono kilka kondygnacji empor.

Kościół w Jaworze wybudowano w latach 1654-56. Może pomieścić sześć tysięcy wiernych. Świdnicki powstawał od 1656 do 57 i jest większy - mieści siedem i pół tysiąca osób.

Zewnętrzną prostotę architektury kościołów wiernym wynagrodziło ogromne bogactwo dekoracji wewnątrz. W jaworskiej świątyni na ścianach, stropach i elementach konstrukcyjnych obejrzymy motywy orientalne, ale uwagę zwracają przede wszystkim 143 sceny ze Starego i Nowego Testamentu wymalowane na emporach. Świdnicki kościół zdobi natomiast 78 tekstów wersetów biblijnych i 47 scen alegorycznych, które pokrywają na całej długości empory, a ich balustrady są bogato zdobione rzeźbami i malowidłami. Ołtarze, ambony i chrzcielnice Kościołów Pokoju powstały w pracowniach najznakomitszych rzeźbiarzy Śląska. Zachwycają dziś tak samo jak przed wiekami.

Tymczasowe - w zamierzeniu cesarza Ferdynanda III Habsburga - kościoły stały się więc dziełami sztuki, które cieszą oczy kolejnych pokoleń mieszkańców Dolnego Śląska. W 2001 r. zostały nawet wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO jako pierwsze zabytki z naszego regionu.

Trzeci z Kościołów Pokoju w Głogowie nie przetrwał do naszych czasów. Rozebrano go po pożarze, do jakiego doszło od uderzenia pioruna w XVIII w.

Kościoły Pokoju na Dolnym Śląsku w obiektywie Barbary Górniak - zobacz więcej

 

5. Wiadukt w Bolesławcu

W tym roku mija 170 lat od rozpoczęcia prac przy tej imponującej budowli. Wiadukt na trasie Miłkowice - Węgliniec zaprojektował architekt Fryderyk Engelhardt Gansel, wzorując się na rzymskich akweduktach. Dostał za to później Order Czerwonego Orła.

Do budowy  przeprawy wykorzystano jasnożółty piaskowiec z pobliskiego kamieniołomu w Dobrej. Wiadukt ma 490 metrów długości, 8 szerokości i 26 wysokości. To najdłuższa konstrukcja tego typu w Polsce i jedna z najdłuższych w Europie. Utrzymuje się na 35 sklepionych łukowo kamiennych przęsłach. Jego budowa trwała dwa lata i kosztowała 400 tys. talarów.

Wiadukt osobiście otwierał król pruski Fryderyk Wilhelm IV, o czym możemy przeczytać na tablicy wmurowanej w jedno z przęseł.

W 1945 r. niemieccy żołnierze, wycofując się, wysadzili fragment wiaduktu. Dwa lata po wojnie przeprawa została jednak naprawiona, a w latach 1984-85 dodano tam trakcję elektryczną.

Od 2006 r. wiadukt jest efektownie podświetlany przez 58 projektorów. Miasto docenia bowiem atrakcyjność  tej przeprawy. Za swoją inicjatywę zostało nagrodzone w ogólnopolskim konkursie na najlepiej oświetloną gminę i miasto.

Pięć lat temu, po zakończeniu remontu trasy, zorganizowano też tzw. Wiadukt Show - widowiskowy 20-minutowy pokaz z muzyką, kolorowymi światłami, laserami, parą i pokazami fajerwerków.

Lucyna Róg

 

Materiał jest częścią cyklu: "Tożsamość Dolnoślązaka - Unia Wielu Kultur" Gazety Wyborczej Wrocław, ukazującego się w Magazynie z Dolnego Śląsku. 

Materiał publikowany jest w ramach porozumienia zawartego pomiędzy Dolnośląską Kulturą i Sztuką i Gazetą Wyborczą we Wrocławiu. 

----

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław

Zdjęcia będące integralną częścią artykułu pochodz ze strony Gazety Wyborczej Wrocław i są własnością Agencji Gazeta. 

 
https://www.traditionrolex.com/30