Nie bierze się cukierków od podejrzanych wujków [ODRA]

2015-01-16  17:51

Korytarz oświetlony od zewnątrz, przez szyby do środka dostaje się mozaika kolorów: fiolet, zieleń i trochę bieli mieszają się ze sobą. Kolejka przed szatnią, w holu goście zajmują miejsca. Marcin Świetlicki rozsiada się w fotelu, ze wzrokiem nieobecnym, wbitym w parkiet, czeka, aż wyczytają nazwisko laureata.

I wyczytują. Stało się: Adam Michnik, dzierżąc statuetkę w dłoni, szuka Świetlickiego wzrokiem. Scena zadziwiająco podobna do pasji: ecce homo, oto poeta. Zamiast korony z cierni, nałożą mu czapkę błazna, zamiast na krzyżu – pragną, aby symbolicznie zawisł na czeku, wręczanym laureatowi w blasku fleszy. Mocne światło, twarz Świetlickiego marszczy się i wykrzywia, tężeje. Kamera nie chce tego zgubić, na chwilę wbija w poetę nieruchome oko: pot, siwizna, zarost są na wyciągnięcie dłoni. Poeta przewraca oczami. Usta zbliża do mikrofonu. Co powie? Trwa to dosłownie chwilę, wydaje się jednak, że trwa to niesłychanie długo. Poeta nie zwalnia, on po prostu, wbrew wszystkim, nigdzie się nie spieszy. Co powie? W ogóle coś powie? Tak, uchyla usta, odruchowo bierze wdech, drugi i potem trzeci, zaciąga się powietrzem.

5 października 2014 roku ani Adam Michnik, ani Marcin Świetlicki nie pojawili się na gali wręczenia Nike. Rolę skandalisty wziął na siebie Ignacy Karpowicz, a Grażyna Torbicka nie dość fortunnie, choć niektórym wydało się to zabawne, rzuciła od niechcenia po wyemitowaniu krótkiego materiału o Jeden: „Prosimy o informację do kogo, gdzie, w jaki sposób dostarczyć złote pióro”. Poeta niewiele wcześniej napisał na Facebooku: Nie bierze się cukierków od podejrzanych wujków.

audemars piguet replica watches

 

BYĆ I NIE BYĆ POETĄ „KANONU”

Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z poezją Świetlickiego, a miało to miejsce pod koniec liceum, u schyłku ubiegłego wieku, w niczym nie potrafiłem podzielić entuzjazmu, z jakim o niej mi opowiadano. „Cóż za dziwna literatura!” – nie pamiętam, abym dosłownie użył tych słów, ale nawet po latach jestem pewien, że myślałem o niej w ten sposób. Dziwaczna, nieco pokraczna fraza, brzmiąca dość banalnie, więc w zasadzie daje się po niej prześlizgnąć od pierwszej do ostatniej strony. Dlaczego więc czekałem niecierpliwie na to, co mógł – choć wcale nie musiał – powiedzieć poeta do mikrofonu w trakcie gali, albo tuż po jej zakończeniu? Niby to prorok? Wieszcz? Guru?

A skąd, nie bądźmy niepoważni… Mimo to kąśliwa uwaga Juliana Kornhausera sprzed lat, że spija się z ust Świetlickiego każde słowo, tu biję się w piersi, dotyczy mnie, i pewnie w ostatnim czasie nie tylko mnie, szczególnie mocno. Od dawna nikt jednak nie postawił sprawy tak uczciwie: literatura tu, autor tam. Literatura stojąca przed nami w nagości, skromna i – wybaczcie emfazę – niewinna, wierna światu, nie zawsze doskonała, bez trzymającego ją pod ramię pisarza, który zatańczy przed kamerą, zwierzy się, ile czasu spędza w łóżku z kobietą, jakiej słucha muzyki, też jest coś warta. Proste pytanie: „O czym mówi poezja?” jest zawstydzające. Niepoważne. Warto jednak stawiać je wbrew rankingom, mezaliansom z polityką, modom czy trendom.

Aby unaocznić, że literatura zaczyna być trywializowana kosztem – dajmy na to – polityki, Świetlicki użył do tego systemu, nie pierwszy zresztą raz, przeciw któremu tak ostro występuje. Paradoksem autora Jeden jest bowiem to, że występując przeciw „centrali”, sam w tej „centrali” wiele lat miał się nieźle. Poeta. Wokalista. Gospodarz programu telewizyjnego. Prozaik. Dozorca. Aktor. Ikona pokolenia. Z nikotyną na ustach. Istnieje wiele sposobów, aby utrzymywać się na powierzchni i tylko głupiec stwierdzi, że wszystkie pochodzą od autora Pieśni profana.

Próba opisania postawy autora wobec „centrali”, tego karnawału tu i teraz, rodzi niemałe trudności: Świetlicki nauczył się, jak jednocześnie być i nie być poetą „kanonu”. Inna sprawa, że „centrali”, podatnej na mechanizmy zawiadujące kulturą masową, równie łatwo zaprosić dzisiaj autora, by zajął miejsce w „kanonie”, co bez sentymentu z niego zrezygnować. „Historia literatury wchłania wszystko”. I wszystko wydala. Nie sposób w wierszach Świetlickiego przeoczyć, że słowom, tak doskonale komentującym postawę wobec „centrali”, które mają określać ruch od i do, blisko raczej do uniku, trwania w połowie drogi.

Chodzi o falowanie, krążenie i kluczenie. Falowanie – rozwija Andrzej Niewiadomski w szkicu o Świetlickim – to czynność wykonywana bez wiary, a kluczenie to ucieczka dość specyficzna, której towarzyszy konstatacja: „Nie zacieram śladów”. Do zestawu tych pojęć dorzucam dryfowanie. Wiersz pod tym tytułem, włączony przez Tomasza Różyckiego do tomiku Kolonie, w pierwodruku na łamach „Lampy” pozbawiono dedykacji. Nietrudno odgadnąć, komu utwór jest dedykowany, choć tym, którzy zadadzą sobie trud odnalezienia go w książce, nie obiecuję, że natrafią na imię i nazwisko autora Jeden. Ot, najlepsza pointa na marginesie definicji kluczenia.

A wiersz Rozmawianie? Daje się go streścić w paru zdaniach: Świetlicki odbiera telefon w redakcji „Tygodnika Powszechnego”. – Z kim mam przyjemność? – odzywa się Czesław Miłosz. – Marcin Świetlicki – mówi Świetlicki. – To ja poproszę z kimś innym – stwierdza Miłosz. Odczytuję to wprost: wyrażenie przez „centralę” niechęci do Świetlickiego świadczy o tym, że obie strony przyglądają się sobie bacznie, ale nieufnie, raczej z odległości. Nie ma między nimi chemii. Zdarza się natomiast krążenie, dryfowanie ku. Nie tak by napisał poeta? Nie przeczę, jest wiele racji w twierdzeniu, że wobec miejsca, które Świetlicki zajął w kontaktach z „centralą”, poeta miał do powiedzenia najwięcej. Ba, trudno taką opinię pozbawić uzasadnienia. Lecz mówiąc o pozycji autora wobec „salonu”, nazbyt instynktownie, mam wrażenie, stawia się go w roli tego, który tę pozycję od początku do końca zaprojektował.

 

JEDEN W FINALE NIKE

Na początku września Jeden Świetlickiego znalazło się w finale Nagrody Nike, pomimo protestów autora. Nie odebrałbym Nike. I proszę to zapisać dużymi literami. Tej wypowiedzi dla „Plusa Minusa” poeta trzyma się wiernie. Kiedy znana była lista dwudziestu autorów nominowanych do Nike, ogłaszana co roku w połowie maja, Świetlicki zareagował listem skierowanym do sekretarza nagrody, w którym prosił o wycofanie nominacji dla Jeden. Dwa miesiące potem utyskiwał na Facebooku, że jest adresatem listu, w którym Wanda Nowicka nie tylko gratulowała mu nominacji, lecz życzyła, aby nagrodę odebrał.

Świetlicki ponownie, niejako na własne życzenie, stał się tematem publicznych dyskusji. Bądźmy uczciwi: przedmiotem sporu nie jest poezja i być nim w żaden sposób nie może. Znajdzie się wszakże niewielu, którzy ważąc rację między poetą a Agorą, wyjdą od lektury tomiku Jeden. Co gorsza, nie jest to rzecz do rozstrzygnięcia sporu w małym nawet stopniu niezbędna. Dlatego słowa autora o tym, że przyjmie Nagrodę Literacką Gdynia, gdyż jest ona za wiersze, nie zaś za to, o czym i gdzie się wypowiada, obracają się przeciw niemu.

Dlaczego? Klincz, w jakim unieruchomione trwają obie strony, zaskakująco często dyskutowany w mediach, jak na temat bądź co bądź literacki, nie jest ostatecznie – czego chyba życzył sobie poeta – klinczem poezji z polityką. Aż ciśnie się na usta zdanie z wiersza 21 lipcaWygrałem i przegrałem. Ewentualnie z Nie nieWolałbym sam decydować, kiedy mówię nie. Tymczasem głośne „nie” Świetlickiego dla Nike, jak się wydaje, przychodzi skądinąd, niczym echo lub pogłos, przesłanie, które duch wyszeptuje do ducha śniącemu Świetlickiemu. Cóż, impas ciągnął się w najlepsze. Jury nagrody tłumaczyło, że regulamin nie daje autorowi możliwości wycofania książki z konkursu. Świetlicki gorączkował się: Tu oczywiście nie chodzi o literaturę, to oczywiście manifestacja siły. (…) zdecydowali [o tym, by] pokazać, jak według nich mało liczy się protest jednostki, jak niewiele znaczy fakt, że ktoś mówi „nie”. Na to jury odpowiadało: nie jesteśmy od fundatora nagrody w żaden sposób zależni. Świetlicki na to, że nie ma zamiaru uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą.

Gdy trzy lata temu Adam Michnik z Agorą wytoczyli proces Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi,notabene uhonorowanemu Nagrodą Nike w 2003 roku, pod listem popierającym autora Zachodu słońca w Milanówku bez wahania podpisał się Marcin Świetlicki. Wiele ten podpis Świetlickiego nie kosztował, choć fakt, że go złożył, wiele osób wprawił w zdumienie. Latem 2011 roku w wywiadzie dla „Lampy” on sam, poniekąd w odpowiedzi na krytykę „Tygodnika Powszechnego”, tłumaczył: Nagle zauważyłem, że niby jest wolność słowa, ale nie dla wszystkich. I dodał: Instytucja, która ma kasę, rzuca się na szlachetnego starego poetę, któremu sama kiedyś dała pieniądze. Widocznie chce zwrotu tamtych pieniędzy.

Klincz, będący de facto sporem między polityką (autora) a polityką (nagrody), w rezultacie zakończy się z korzyścią dla obu stron, mógłby też być – choć nie twierdzę, że jest – nieźle wyreżyserowanym spektaklem, ustawką. Zwłaszcza od czasu pojawienia się istotnych nagród literackich w Gdyni (2006), Warszawie (2008), Wrocławiu (2008), Krakowie (2013), i to poruszających się w nie tak odległej od Nagrody Nike nomenklaturze, nie sposób przeoczyć, że pole jej oddziaływania skurczyło się w ciągu ostatniej dekady dość znacznie. Świetlicki, bodaj najważniejsza postać sceny literackiej po 1989 roku, wraca natomiast do gry po kilku sezonach spędzonych na obrzeżach, z dala od światła kamer. Aż chciałoby się dodać znaną z wierszy autoraJeden frazę: „jest się”.

 

REDUKCJA I ZMIANA MIEJSCA

Jeden pozostawało bohaterem drugoplanowym. I takim, dopóki nie zgasną światła i nie umilkną komentarze i oklaski, pozostać musi. A szkoda, zwłaszcza że kunszt oraz siła, niewątpliwie obecne w wierszach Świetlickiego od zarania, odsłaniają się w tomiku nie od razu. Zdania trzeba łuskać i przegryzać powoli, dopiero wtedy słowa stają się dwuznaczne, mienią się światłem, pulsują. Przykład: zdanie sprowadza się do / chaotycznych przeprosin z wiersza Poker niczym nie poraża, lecz mieści dwa, skądinąd kluczowe dla odczytania Jeden znaczenia: redukcję i zmianę miejsca. „Sprowadza się” jest bowiem tak samo następstwem opuszczania mieszkania, co deflacją, ubywaniem, upadkiem. Czy to przypadek, że w angielskim „sprowadza się” tłumaczone jest jakocome down? Rzeczownik come down, mówiąc krótko, to obciach, a czasownik – spadanie lub opuszczanie.

Autor opuszcza się w swoim fachu? Raczej upada, podnosi się, znowu upada. Żaden poeta, a Świetlicki był na to podatny od początku, nie trzyma jednakowo dobrej formy w każdym wierszu, ale to jeszcze nie obciach. Za to intuicja, która dyktowała mu parę wypowiedzi, nie wyłączając tych na temat Rymkiewicza, a on sam określił ją „prawicową”, odczytano właśnie w ten sposób: jako fanaberie i wiochę. W tym samym wierszu Poker pojawia się wers: Jeżeli chce, bym został, co teraz mi wolno?. Kto chce – kobieta? Miasto? Polska? Albo – Adam Michnik? Literatura?
Adrian Sinkowski

Więcej w styczniowym numerze "Odry". Replica Watches

----

Źródło: Miesięcznik Odra

Miesięcznik Odra jest dostępny w Empikach, wybranych kioskach RUCHu oraz w Dolnośląskim Centrum Informacji Kulturalnej, gdzie Odrę można nabyć w promocyjnej cenie 8 zł, natomiast archiwalne numery miesięcznika cenie 5 zł.

https://www.traditionrolex.com/30