Grechuta pod choinkę

2014-12-07  18:16

Niezwykły wywiad rzeka z niezwykłą kobieta, żoną niezwykłego artysty – tak jednym zdaniem można zrecenzować książkę „Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty”. Wielogodzinne rozmowy spisał krakowski dziennikarz, Jakub Baran.

fot. Elżebieta Miśkiewicz

- Po śmierci Marka ani jego twórczość, ani jego osobowość nie poszły w zapomnienie. Ciągle miałam dowody pamięci fanów, nieustannie dzwoniły telefony od dziennikarzy z prośbą o wywiad. Uznałam, że najlepszym sposobem będzie spisać to wszystko i wydać książkę. Do współpracy przy jej tworzeniu zaprosiłam Jakuba Barana, bo był tym dziennikarzem, który zadawał inne pytanie niż pozostali – tak podczas spotkania z  wrocławskimi czytelnikami Danuta Grechuta zdradziła kulisy powstania książki.

- Miałem trzydzieści godzin nagrań, z czego powstało sześćset stron „surowego” tekstu. W rezultacie książka ma ponad 400 stron i zawiera 250 niepublikowanych zdjęć i dokumentów – dopowiada współautor.

Przecież wszyscy go znają!

Jednym z nich jest koperta, zaadresowana tak: „Nie pamiętam jaki adres. Błagam, żeby dotarł, przecież wszyscy go znają!”. Zdesperowaną wielbicielką okazała się… znana polska aktorka, Krystyna Janda, która akurat kręciła film na Węgrzech. W wysłanym do Marka Grechuty liście proponowała wspólną pracę przy jakimś projekcie. I rzeczywiście tak się stało. W 1984 roku Polskie Nagrania Muza wydały ich wspólną płytę. Były to erotyki Bolesława Leśmiana, zatytułowane „W malinowym chruśniaku”.

Państwo Grechutowie przeżyli wspólnie blisko czterdzieści lat. Wspomnienia z młodości, początki tworzenia kabaretu, muzyki, tekstów, życie codzienne, ważne przyjaźnie, jak choćby ta z Janem Kantym Pawluśkiewiczem, z którym założył zespół Anawa (Danuta Grechuta widzi palec Boży w spotkaniu obu panów podczas studiów), przeplatają się z anegdotami i ciekawostkami z życia zawodowego i prywatnego.

- Mąż był człowiekiem bardzo roztargnionym, ciągle coś mu się gubiło, czegoś szukał. Wynikał to z tego, że nieustannie pracował, w jego umyśle powstawały nowe piosenki, teksty – wspomina Danuta Grechuta. - Przeszkadzało to zwłaszcza przy prowadzeniu auta, bo powodowało sytuacje po prostu niebezpieczne. Siłą rzeczy kierowcą musiałam zostać ja. A już absolutnie nie można mu było powierzyć kluczy. Dlatego kiedy wieczorami wracał z koncertów, stawał przed budynkiem i wygwizdywał melodię. Budziłam się, przez okno rzucałam klucze i mógł wejść do domu.

Malarz i filatelista

Być może mało kto wie, że wielką pasją muzyka było malowanie portretów. Malował często i mnóstwo obrazów oddawał portretowanym ludziom. Cieszył się przy tym, że ktokolwiek chce te jego obrazy mieć. Przez pewien czas był również zapalonym filatelistą. 

- Uznał, że śpiewanie to tak tylko na chwilę, że trzeba mieć zapewniony byt i coś po sobie zostawić. Zaczął więc zbierać znaczki, kupować unikaty. I kiedyś taki unikat z czasów zaborów mi zaprezentował. Sporo kosztował, ale był najcenniejszym elementem kolekcji, którym się przed wszystkimi chwalił. Do czasu, gdy okazało się, że to falsyfikat – opowiada żona.

Książka „Marek. Marek Grechuta we wspomnieniach żony Danuty” ukazała się trzy lata temu. Tegoroczne wydanie wzbogacone zostało o płytę z piosenkami artysty „Złote przeboje”. Z pewnością dla wielbicieli talentu tego niezwykłego krakowskiego pieśniarza będzie to przepiękny świąteczny prezent.

Elżbieta Miśkowicz

https://www.traditionrolex.com/30